Archiwum lipiec 2003


lip 27 2003 Ślub, wesele i te sprawy:)))
Komentarze: 5

Dzisiaj wróciłam z wesela znajomej moich rodziców...Nie będę oczywiście opisywać ślubu, bo ślub jak ślub...Panna młoda wyglądała ślicznie;))Myślałam, że będzie ogromna lipa, bo okropnie lało, ale na szczęście, kiedy wchodziliśmy i wychodziliśmy z kościoła na chwile przestawało:))) Kiedy para młoda odchodziła od ołtarza, młody przeciągnął (już) żonę na swoją stronę...hmmm...biedna Ewa;)(jakby któs nie widział znaczy to, że w domu będzie rządził mężczyzna)

Budynek w którym wyprawiane było wesele była BARDZO ładny, na stołach stało pyszne żarełko i duuuuuuuuuużo picia(każdego rodzaju;), grała całkiem niezła orkiestra i ogólnie wszyscy dobrze się bawili.

Nadeszła chwila kiedy pani młoda miała rzucić pannom welon, a pan młody kawalerom muszkę. Jak się okazało byłam jedną z sześciu panienek;) na weselu, więc konkurencja nie duża. Kiedy wychodziłam na środek usłyszałam tatę"Martyna, tylko nie łap!Niech ci się nie śpiszy do ślubu";)Muzyczka leci, panny w grupce sobie stoją i tu nagle siup welon w naszą stronę...a tu lipa...wszystkie lasencje pouciekały, żeby tylko nie wyjść za mąż...No więc wkroczyłam do akcji, żeby Ewci nie było przykro;) i welon jest mój:)))Dostałam brawa i te sprawy, starsza druhna przymocowało mi go do włosów no i ogólnie spoko...Nadeszła chwila łapania muszki...I znowu sytuacja się powtórzyła...Chyba nikomu nie śpieszy się do zmiany stanu cywilnego...Muszka lezy na ziemi, w końcu mój rówiśnik Daniel zlitował się nad panem młodym i podniósł muszkę;)Wszystko byłoby w porządku, ale nagle facet z orkiestry"A teraz kawaler prosi pannę do tańca!!!"Super...Wszyscy na około biją brawa...No dobra ruszyliśmy w tany, z początku trochę się podeptaliśmy, ale co tam...Na szczęście muzyczka nie była zbyt długa:))

Po jakiś 20 minutach kiedy to każdy płacił, żeby zatańczyć ze świeżo upieczonymi małżonkami, nadeszła pora na różne zabawy...Pierwsza była tzw. Kareta w której uczestniczyć miało 9 osób."Zapraszamy panią i pana młodych, świadków, pannę i kawalera, którzy złapali welon i muszkę...Potrzebne nam jeszcze trzy osoby!!"Poszła siostra Ewy z kolegą;) i moja mama.A więc każdy miał jakąś rolę. Wszyscy byliśmy karetą która składała się z Króla, Królowej, woźnicy, dwóch koni i czterech kół. Ja byłam koło tylnie lewe;)Chodziło o to że gostek czytał opowiadanie i jak wyczytał jakiś wyraz np.:król, koło, lewy koń itp. to "zainteresowani" musieli wstać i biegać wokól swojego krzesła, a jeśli się ktoś zagapił musiał pić karniaka, oczywiście w postaci wódki;)nie zagapiłam się ani razu...może to i dobrze;P

Jeszcze kopnąl mnie jeden zaszczyt;P dostała pierwszy kawał tortu- wspónie przez młodych pokrojony;) Dobra, więcej nie będę opowiadać, bo co po niektórzy się zanudzą...Sorry za taki beznadziejny wpis, ale jakoś weny nie mam;P Pozdrawiam...

P.S.Sylwia wyjechała... 

Written by KoRzOnEk

dwie_ptasiorki : :
lip 24 2003 Urlopik nadal trwaaaaa
Komentarze: 2

Boshhhhhhhhhhe, jak ten blogasek się zmienia... pod wplywem niesamowitego zapalu i nietuzinkowego talentu MartyNki! Już Ci to dziś pisalam, ale nie zaszkodzi się w tym przypadku powtoorzyć: JESTEŚ GENIUSek :))) I tu wcale nie ma blędu, chcialam napisać "GENIUSek", a nie "GENIUSZek", gdyż sloowko to nawiązuje do języka amerykańskiego, tzn. angielskiego. Hmm, wiecie cio?! Strasznie mi się nudzi, ale to się już niedlugo zmieni, bo:
po 1. Wyjeżdżam na kilka dni do Czech, już w niedziele popoludniu,
po 2. i najważniejsze... WIELKIMI krokami zbliża się wyjazd do wymarzonej SpaiN, w naprawdę świetnym towarzystwie - nie strzelając przy tym do nikogo wazelinki; Już to widzę oczyma wyobraźni: plaża, piasek, rozpalone do czerwoności sloneczko, lody, leżaki, poparzona (w moim przypadku skoorka), nocne zabawy, dyskoteki, Hiszpanie (choc nie preferuję facetoow o ciemnej karnacji, ale może pojawi się jakiś slodziasty NIEopalony za bardzooo?! Martyś, cio o tym myślisz? I Ty i ja wiemy o jakich nam dokladni gostkoof chodzi... ahh) i w ogoole odpoczynek od tej calej WARSZAWSKIEJ NUUUUUUUUUDY :))) Już się cieszę - hihi.

Może jakieś życzenia?! Przywieżć WAM cosik? Albo wyslać karteczkę? Choć w zeszlym roku wydalam na nie majątek we Wloszech, ale będę mila i się także tym razem "poświęcę". Wszystko dla WaS milusińscy...

A tak przy okazji... moja siorka ma slodzaistego, malutkiego, kofanego pieseczka, podobnego trochę do jamnika, ale nie calkiem. Caly czarniutki, a dokladniej czarniutka i wabi się PSOTKA! Najgorsze jest jednak to, że imię odpowiada jej temperamencikowi i wrodzonej upartej duszyczce, ale i tak jest CACY. To tyle - CmokaSki

SyLwkA ;PPP

dwie_ptasiorki : :
lip 24 2003 Cosik kombinuję...
Komentarze: 2

Próbuję wprowadzić kilka bajerów na blogaska, narazie mało tego zrobiłam, ale w przyszłości może coś jeszcze wykombinuję...narazie widzicie nasze statusy "gygy";),możecie do nas maila napisać, mamy inny kursor i pasek...Dziś mam zamiar jeszcze coś "dorobić" jak się uda, ale nie obiecuję...

Boożki:***Written by KoRzOnEk

dwie_ptasiorki : :
lip 22 2003 Dobra dobra muszę się wziąć za siebie......
Komentarze: 3

Wiem, wiem BARDZOOOOOOOOOOOOOOO dawno nic nie pisałam i wszystko spadło na Sylwuśkę, którą tu oficjalnie przepraszam "I'm so, so sorrrrrry!!!"...Wybaczysz mi???:)

Cóż widzę, że panna S. nieźle bawiła się na ślubie(o czym mówi nie tylko jej opis, ale też jeden z komentarzy;)) i mam nadzieję, że ja będę miała przynajmniej tak samo miło, bo mam ślubek w sobotę!!! Znaczy się ja za mąż nie wychodzę, tylko kto inny;)) Właściwie miałam tam nie iść, bo to nie żadna moja rodzina, ale postanowiłam z braciszkiem, że co nam szkodzi i jednak się wybieramy:)))Będziemy naświemać się z "rozweselonych" gości i...:)))hehe...

Jest StRaaaaaSzNa pogoda...Jednego dnia taki upał, że z domu nie chce się wychodzić, a drugiego dnia pada i...znowu siedzi się w domciu;((...Nie mogę się doczekacz Hiszpanii, chociaż tam będzie jeszcze większy upał, ale będzie więcej rzeczy do roboty;)))

Nie miałam jeszcze okazji napisać o "wakacjach", narazie jedynym wyjazdem była wycieczka na działkę do Olki...Ja, Juba i gospodyni mieszkałyśmy w namiociku przez prawie tydzień(wow;)) i nie powiem- fajnie było...Nie będę tu wszystkiego opisywać, bo dużo to by zajęło, ale powiem, że oczywiście z kogo się najczęściej naśmiewały dziewczyneczki???ZE MNIE!!!W sumie to im się nie dziwie;))Pierwszego dnia np. jechałyśmy do sklepu i próbując jechać bez "trzymanki" na WIGRY3:))) prawie zabiłam Olkę podjeżdżając jej pod koła, a dwa metry dalej wpadłam w kolczaste krzaki i mój ...tyłek ucierpiał:(Albo kiedy pewnej nocy wracałyśmy z kibelka(a chyba każdy wie jakie toalety są przeważnie na wsi;)niedalego nas zamiałczał przeraźliwie;) kocur, a że ja od maleńkości boję się kotów wyprułam z krzykiem na przód, Olka poleciała za mną, a Juba została w tyle zdezorienntowana...Po chwili wypierdzieliłam się o studnię a WCALE NIE PRZESTRASZONA Olka nawet się nie obruciła i wrzeszcząc poleciała dalej;))Ogólnie spoko:D

Muszę tu poniektórym powiedzieć, że wczoraj pierwszy raz od dłuższego czasu spotkałam się z Rudkiem(i z Olką, ale ją widziałam wcześniej)i....uhuhuhu proszę Państwa Rudek jak nie Rudek- wymężniał i urósł i wogóle cacy:)))Chłopaki bierzcie się za pakowanie, bo to już nie przelewki:DD

OK kończę i pozdrawiam- wiem wpis strasznie chaotyczny i ogólnie beznadzieja, ale jak zwylke nie mam weny, no ale w końcu coś napisałam:DD

Written by KoRzOnEk

dwie_ptasiorki : :
lip 18 2003 Ślub :)))
Komentarze: 3

Wroocilam :DDD Wiem, ze niektoorym nie robi to roożnicy, ale... warto zakomunikować, ze [już] jestem. Choć mooj czterodniowy pobyt zakończyl się już w niedziele i wtedy także przybylam z powrotem do mojego kofanego domku, w okolicach Wawki nie mialam wcześniej weny, by zamieścić jakąś NEW MESSAGE. Wybaczycie?!

Moowiąc/pisząc o pobycie mam na myśli dni, ktoore spędzilam na wsi, uczestnicząc w przygotowaniach do ślubu mojego wujka i samej ceremonii.
A wszystko odbywalo się tak... Okolo godziny 10 rano w czwartek, tj. 10.07.2003r. mamusia zawiozla mnie do babci, bym tam mogla spotkać się z my sister & uncle, z ktoorymi to wlaśnie wybieralam się w tak daleka :P, ale jakże ciekawa podrooż. Najpierw wstąpiliśmy do Makro po "drobne, końcowe" zakupy. Po poolgodzinnym sklepowym maratonie, jak mam to zwyczaj nazywać takie tempo zakupoow zaladowaliśmy caly samochood potrzebnymi rzeczami doprowadzając do szalu moja siorkę, ktoora czekala na nas [dokladnie] 43 min na parkingu - HaHaHaHaHa!!!
Na miejscu, czyli na wsi, gdzie mialo się odbyć weselisko i gdzie mieliśmy poczekać na te uroczystość - szykując się i odpoczywając - dotarliśmy ok.13 i do wieczora straaaaaaaaaaaaaasznie zdażylyśmy się razem z Olcią wynudzić. Inaczej bylo z Januszem. Przeżywal kryzys, jednakże nie z powodu bliskiej zmiany stanu cywilnego, najzwyczajniej w świecie zdążyl się w Wawce nabawić przeziębienia, nie wyleczyl go wcześniej i skutki tego okazaly się fatalne - gorączka, zatkany nos, chrypka... buuuuuuuuuuu Skończylo się na zastrzykach.

Następnego dnia rano dowiedzialyśmy się od przyszlej teściowej naszego ulubieńca [Janusza, w ktoorym obie siostrzenice są zakofane do szaleństwa, chodzi tu oczywiście o Olę i mnie], ze przydalaby się pomoc. Oczywiście obie wyrazilyśmy chęć wspoolpracy z cala gromada ludzi, ktoora zajmowala się przygotowaniem tej imprezy. Po dojechaniu na miejsce [sale weselna] zdalyśmy sobie sprawę, ze ta EKIPA sklada się tylko z kucharek i panoow ubierających sale. KOSZMAR... Zostalyśmy zatrudnione do mycia zastawy - naczyń, ktoore zajęlo nam ZALEDWIE!!! 8 godzin [dlużących się w nieskończoność]. W tym samym czasie Pan Mlody ustalal co? gdzie? i jak? ma stać, itd. oraz sam uczestniczyl w tych [niekiedy] trudnych i ciężkich zajęciach. Pooźniej nadeszla upragniona chwila relaksu, ktoora niestety nie trwala zbyt dlugo, gdyż Janusz wymyślil sobie, ze pomoże kucharkom i obierze 50-kilogramowy worek kartofli, a my - tzn. Ola, jego kumpel [świadek zresztą] i ja mu w tym pomożemy... Bylo fajnie :))) Ale szczegooly są jednak owiane tajemnica. Poza tym, to nieważne, owe zajęcie zajęlo nam milutkie, niezapomniane 4 godzinki... A pooźniej [po przyjeździe do domku] po prostu padliśmy ze zmęczenia. Uff, jednak bylo warto. Następnego dnia, gdy wszyscy goście weszli na ubrana i udekorowana sale byli zszokowani, gdy uslyszeli, ze zrobilo to zaledwie kilka osoob, w tym dwie mlode dziewczynki. ...::RESPECT::...
Oki, teraz kilka sloow o samym ślubie. Ceremonia w kościele rozpoczęla się o godz.15, z tym ze wcześniej goście przybyli pod dom Panny Mlodej [taka tradycja w tamtych stronach, dziwna nie?] i towarzyszyli PARZE w drodze do kościola. Tuz przed uroczystością wszyscy zaproszeni [goście, of course] otrzymali po kwiatuszku. Z prawej strony osoby "zajęte", z lewej "wolne". Zabawy bylo co nie miara, gdy z Olka rozdawalyśmy te gadżety, gdyż nawet starsi panowie chcieli w tym dniu być "KAWALERAMI" [przy okazji moowiąc: "Jeśli taka dziewczyna mnie pyta?!"]... Boshhhhhhe :P Wesele rozpoczęlo się tradycyjnie od przywitania Nowożeńcoow chlebem i solą, w progu budynku, gdzie miala się odbyć pooźniejsza zabawa weselna, oraz zbiciem kieliszkoow, po wypiciu woodki i przeniesieniem Panny Mlodej na rękach przez proog... Typowe

Cio ja mam jeszcze ciekawego napisać?! Bylo suuuuuuuuupcio, przy okazji [choć wiem, ze nikt z "tamtych" tego nie przeczyta], pozdroofki dla uroczego PANA KAMERZYSTY, Świadkowej, Świadka ;P, KAROLKA – mmm ;))), Gelmana [ktoory kręcil na dwa fronty], Michalka - delikatnie moowiąc zostal OLANY [ale nie tylko przeze mnie!!!], itd... Oj, już wiem cio mooj brat na to powie. Czekam na komentarze i przepraszam, ze WAS takimi goopotkami zanudzam, ale może mi to przejdzie plazem?! Następnym razem bardziej się postaram, OKI? Cmokaski

SyLwkA ;PPP

dwie_ptasiorki : :